W sobotę rano, kiedy nigdzie nie muszę się śpieszyć, a czasami mogę nawet liczyć na świeże bułeczki podane do łóżka (no, prawie...), odzywa się "księżniczkowa" strona mojej natury. Bliscy i znajomi mogą złośliwie utrzymywać, że nie tylko w sobotę, bo "księżniczkowatość" stanowi 80% mojej osobowości, ale to nieprawda, wystarczy posłuchać jakimi słowy zwracam się do swojego komputera w pracy :). Wracając do tematu ... choć zazwyczaj bliższy jest mi minimalizm z folkowymi elementami w stylu skandynawskim, to w sobotnie poranki budzi się tęsknota za paryskim szykiem w wersji mniej artystycznej, a bardziej luksusowej. Jakby to było chrupać przepiękne macarons z Laduree machając radośnie nogami odzianymi w satynowe baleriny Lanvin? Sama czcionka jakiej używa marka Laduree sprawia, że w mojej głowie pojawiają się wizję wnętrza pełnego złota, srebra, kryształowych żyrandoli i małych niebieskich kokardek. Naprawdę nie wiem skąd mi się to wzięło, bo "Marii Antoniny" Sofii Coppoli nie widziałam. Ale wzorem królowej idę teraz zajadać ciastka na śniadanie. Miłego weekendu!
poweim tak- przereklamowane.na prawde nie sa tak dobre jak ladne:-) ale takie wnetrze to moje ciche marzenie chociaz sama wiesz,ze minimalizm tez we wnetrzach bardzo lubie.odsobowosc dwubiegunowa prawie
OdpowiedzUsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńprzemawiając do swojego komputera w pracy chyba każdy tarci "księżniczkowatość", "książęcość" też... w ogóle całą kulturę chyba ;p
Inaczej jest z komputerem prywatnym :) przynajmniej w moim przypadku...
A wnętrza piękne... oj piękne... Będę u Ciebie szukała inspiracji, bo czeka mnie na meblowanie w przyszłości... :)
Pozdrawiam!!
Choć lubię makaroniki Laduree, najlepsze można zjeść w restauracjo-herbaciarni Yauatcha w londyńskim Soho. Polecam!
OdpowiedzUsuń